Janusz potrzebuje naszego wsparcia!
Janusz potrzebuje naszego wsparcia!
Kochani... Nasz podopieczny, Janusz potrzebuje naszego wsparcia. Pomóżmy mu wstać! Od realizacji jego marzeń o "normalnym" życiu dzieli go 30tys. złotych.... To koszt protez obu nóg. Protezy, o których marzy, to nie jest górna półka na rynku. Jest to zaledwie średnia jakość, sprzętu, który przywróci to wszystko, co w życiu stracił.
Jak można pomóc? - To proste!
-
1. Wyślij SMS o treści S4030 pod numer 72365 (koszt 2,46 zł brutto)
-
2. Przekaż darowiznę online za pomocą portalu siepomaga.pl lub stromy www naszej Fundacji klikając w następujący link https://www.siepomaga.pl/janusztracz lub http://www.jestesmyblisko.pl/…/artyku…/488-janusz-tracz.html
-
3. Przekaż darowiznę tradycyjnie. Wykorzystaj następujące dane:
Fundacja „Jesteśmy Blisko”, ul. Jędrzejowska 79c, 29-100 Włoszczowa, Bank Spółdzielczy we Włoszczowie, nr: 95 8525 0002 0000 0010 7725 0001, tytułem – Janusz Tracz
Więcej o Januszu:
52 lata to nie koniec życia. To wiek, w którym tyle się jeszcze chce zrobić, zwiedzić, zobaczyć. Co czuje ojciec trójki dzieci bez nóg? Przykuty do wózka, wyłączony z życia zawodowego. Jakim oparciem dla rodziny jest mąż i ojciec, który sam szuka oparcia, dla którego zwykły dzień to wyzwanie, przejście kilku kroków to wysiłek?
Jedyne protezy, które ma pan Janusz, to sprzęt, który nie pozwala się usprawnić, nie daje możliwości, a jedynie uświadamia ograniczenia, każdą walkę skazuje na przegraną.
Początek problemów sięga młodości. Kłębuszkowe zapalenie nerek jeszcze w wojsku. Wtedy to jeszcze nie był problem. Młody chłopak o zdrowie bać się nie musi, a na poligonie zawsze coś się przypląta. Przecież młodość wygra z chorobą. Wtedy miał rację, organizm się obronił. Pan Janusz dotrwał do przysięgi, poszedł do pracy, gdzie przez 6 lat pracował na stanowisku wiertnika. Tyle czasu mocno sforsowane nerki, pozwoliły żyć bez przypominania o sobie. Po trzech latach zmagań i leczenia nerki poddały się całkowicie. Organizm pana Janusza przed zatruciem ratowały już tylko regularne dializy, które 6 kolejnych lat wyniszczały organizm, długo, systematycznie, po kawałku.
Ciągłe dializowanie odbiło się na zdrowiu, dopełniając spustoszenia w organizmie. Pan Janusz schudł 20 kg i tracił już nadzieję na to, że cokolwiek się zmieni, kiedy przyszła informacja o przeszczepie. Gdy znalazł się dawca, pojawiła się szansa na to, że może wszystko się poukłada, że jeszcze nie wszystko stracone. W 2001 roku odbyła się upragniona operacja, która miała rozpocząć nowe życie. To, że pech prześladuje pana Janusza, już wiemy, ale uszkodzenie przeszczepionej nerki podczas rutynowej biopsji w celach naukowych, to już zakrawa na absurd. Organ cenniejszy niż złoto pękł, a pan Janusz trzykrotnie lądował na stole operacyjnym, by ratować nerkę. Udało się, ale jakim kosztem? Standardowa procedura leczenia i rekonwalescencji po przeszczepie to 2,5 tygodnia, a w tym wypadku okres ten rozciągnął się do 5 miesięcy. Tyle czasu w szpitalu toczyła się walka o upragnioną nerkę, którą pan Janusz mógł stracić w zasadzie zaraz po przeszczepie. Jeśli ktoś czeka na szczęśliwe zakończenie tej historii, to musi uzbroić się w cierpliwość, ponieważ walka trwa do dzisiaj.
Silne leki mające zapobiegać odrzutom, swoje zadanie wykonały, bo do dzisiaj nerka pracuje, jednak efekt uboczny stosowania terapii był druzgocący. Od 2012 roku pana Janusza zaczęły boleć nogi. Chirurg naczyniowy zdiagnozował postępującą martwicę i na liście leków, które pan Janusz przyjmował, pojawiły się dodatkowo leki przeciwzakrzepowe. Niewłaściwie postawiona diagnoza wystarczyła i w maju 2013 roku pojawiły się pierwsze zmiany martwicze na lewej nodze. Choroba postępowała bardzo szybko, ponieważ już w listopadzie 2013 roku amputowano mu połowę stopy. Po tygodniu od tego zabiegu lekarze zdecydowali o dalszej amputacji nogi – tym razem na wysokości kolana.
W niedługim czasie zmiany pojawiły się również na stopie prawej. Walczył o tę nogę do końca, ale niestety przegrał. W czerwcu 2015 roku amputowano mu nogę prawą na tej samej wysokości co lewą, a pan Janusz stał się inwalidą, przykutym do wózka, zdanym na pomoc innych ludzi. Może być gorzej? Oczywiście, że może i wkrótce się okazuje jak bardzo. Wieloletnie dializy przyniosły nową jednostkę chorobową o nazwie HCV – wirusowe zapalenie wątroby. Czy w takiej sytuacji można jeszcze zachować resztki optymizmu i radości? Okazuje się, że tak.
Pan Janusz to człowiek, który z problemami walczy, zamiast uginać się pod ich ciężarem. Z każdego zdania, jakie wypowiada czuje się nadzieję. Przez te wszystkie lata borykania się z problemami, poza tym, że nauczył się odpierać ataki, nauczył się pielęgnować to, co ma. W całej tej sytuacji wszystkie marzenia i plany to igranie z losem, jednak w tym wypadku oczekiwania nie są duże. Największym jego marzeniem jest znów móc chodzić – może nie biegać, ale chodzić jak inni ludzie – samodzielnie bez pomocy i ciągłej asysty bliskich.
Pan Janusz nie poddaje się, chce nadal walczyć, bo wie, że ma dla kogo. Rodzina ważniejsza jest niż choroba, to o nią trzeba się troszczyć, to dla niej trzeba funkcjonować tak, by nie być ciężarem. Pan Jnusz to też człowiek, który nie schował się za swoim kalectwem w domu. Czynnie bierze udział we wszystkich formach edukowania ludzi na temat transplantacji w Polsce. Udzielał się w stowarzyszeniu „Sztuczna Nerka”, którego celem było propagowanie oświadczeń woli stania się dawcą organów po śmierci. Wygłaszał w szkołach średnich wśród młodych ludzi pogadanki na temat przeszczepów i nadziei, jaką dają one potencjalnym biorcom, którego żywym przykładem jestem on sam. Dzielił się swoimi doświadczeniami na ten temat. Był także współorganizatorem konferencji dla lekarzy transplantologów ze swojego województwa. Robiąc to wszystko, czuł ogromną satysfakcję i poczucie spełnienia obowiązku.
Dzięki tego typu akcjom woj. świętokrzyskie nie jest białą plamą na mapie pod względem ilości pobrań organów do przeszczepu. Nowe nogi dla pana Janusza, które pozwolą mu stanąć w roli ojca, męża, głowy rodziny wyznacza kwota, która przewyższa możliwości. Długo walczył sam ze sobą o to, by zwrócić się o pomoc. W końcu uległ i postanowił spróbować znaleźć ludzi, którzy zrozumieją jego sytuację, dodadzą mu sił i pomogą w odzyskaniu kontroli nad życiem.
Protezy, o których marzy, to nie jest górna półka na rynku. Jest to zaledwie średnia jakość, sprzętu, który przywróci to wszystko, co w życiu stracił. Rodzina Państwa Traczów znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Pukają do różnych drzwi, a nuż ktoś dobry je otworzy. Tylko ludzie pięknego i otwartego serca, pełni empatii i bezinteresowności mogą pomóc uzbierać potrzebną kwotę.